chouans chouans
389
BLOG

"Miotłą przyrżnę" - wywiad dla tracących wiarę..

chouans chouans Polityka Obserwuj notkę 2

Tym razem wyjatkowo , jedynie "przedruk" - nie każdy znajdzie, ale takich ludzi trzeba cenić i opowiadać o nich wszędzie., A jak mowią "własnym słowem" to grzech cokolwiek zmieniać.

Mam nadzieję, że autorka wywiadu nie weźmie mi za złe rozpowszechniania bez jej oficjalnej zgody, ale warto..

www.tygodniksolidarnosc.com/2012/24/2_mio.htm

 

Z Aleksandrą Olszewską, sprzedawczynią pamiątek Solidarności na placu Solidarności,
rozmawia Barbara Madajczyk-Krasowska.

 – Pani rzeczywiście przegoniła miotłą porządkowych, którzy chcieli zdjąć logo Solidarności z bramy numer 2 Stoczni Gdańsk? Jak pani pogoniła tych robotników?


– Wszyscy mnie tu znają w Solidarności stoczniowej. Jestem taką miotłą, która wiecznie urzęduje. Podjechał samochód, myślałam, że chcą podlać kwiaty. Ale podjechali z innej strony. Znam ich, zwłaszcza Aleksandra. Zwróciłam mu uwagę, że nie z tej strony stanęli. A on odpowiedział: Przyjechaliśmy służbowo zdjąć z góry Solidarność. Ja na to: Co, Solidarność? Byliście w Solidarności i teraz przychodzicie zdejmować Solidarność? A on odpowiedział, że mają taki nakaz. Wyciągnęli drabinkę, ubrali się w kamizelki. Powiedziałam: To miejsce jest moje i nie pozwolę, choćby nie wiem co miało się stać. Zapytał: Zrzuci mnie pani? Odpowiedziałam: Tak, jestem gotowa na wszystko i miotłą przyrżnę. Wtedy on zadzwonił do kierowniczki. Ta odpowiedziała, że musi spytać przełożonych. Czekali na odpowiedź, a ja krzyczałam: Nie pozwolę! To jest moje miejsce, ja tu jestem 30 lat. Solidarność to moje życie! Zadzwonili jeszcze raz. I po ponownej rozmowie z kierowniczką zrezygnowali.


– Pani na tym placu podobnie krzyczała do zomowców w stanie wojennym. Wtedy u stóp Pomnika Poległych Stoczniowców układała pani jeszcze z trzema osobami krzyż z kwiatów.


– Pierwszy raz układałam go jeszcze przed stanem wojennym. Ludzie wtedy przynosili kwiaty pod pomnik. Pomyślałam, że tak marnują się te kwiaty i zaczęłam je wkładać do słoików. W stanie wojennym, oczywiście, podchodzili zomowcy i mówili, że nie wolno i mnie legitymowali. Ja im dawałam dowód i mówiłam, że kwiaty będę układać, bo nie mogą się zmarnować. Ich ten krzyż kwietny drażnił. Mówili, że dowódca powiedział, że mam odejść. Jak zrobię, to odejdę – odpowiadałam.


– W czasie strajku w stoczni w maju 1988 roku zomowiec celował w panią pistoletem?


– ZOMO pilnowało strajkujących. Młodzi stoczniowcy zaczęli ich wyzywać, więc zomowcy zaczęli biec w ich stronę. Ja z miotłą sprzątałam plac wokół pomnika. Do biegnących zomowców krzyknęłam: Won stąd, wam wolno tylko do trawy (teraz są tam ławki), bo tu jest miejsce poświęcone. Miejsce poświęcone to na Jasnej Górze – powiedział ich dowódca. Odparowałam: A ty wiesz, gdzie jest Jasna Góra? Wtedy wyciągnął z kabury pistolet, wycelował we mnie i zmusił do wycofania się z placu. Rzeczywiście mogłam wtedy zginąć i nikt by nie wiedział, dlaczego. Ale on też odwołał podwładnych i już nie polecieli do tych chłopaków.


– Pani razem z panem Edwardem, panią Marią i panem Staszkiem zamontowała tablicę w miejscu, gdzie klęczał pod pomnikiem Ojciec Święty.


– Tablicę zamówił w stoczni ksiądz Henryk Jankowski. A ja podałam napis: „Opatrzność Boża nie mogła sprawić nic lepszego, bo w takim miejscu milczenie jest krzykiem”. Chodziło o to, by podkreślić, że papież klęczał samotnie odgrodzony od ludzi kordonem. Na montaż wybraliśmy dzień milicjanta, milicja stała na każdym rogu, ale oni bardziej byli zajęci sobą. Włożyliśmy tablicę na czterokołowy wózek, nakryliśmy go ciuchami. Edward, który nie miał nóg i poruszał się na wózku inwalidzkim, ciągnął ten wózek z tablicą. My mu pomagaliśmy. Udało się przejechać i wmurować tablicę. Podjechał ksiądz prałat i poświęcił. Było to w październiku 1987 roku.


– Pani ma jedną z pierwszych legitymacji Solidarności nr 24, zresztą stoczniową...


– ...podpisaną przez Szablewskiego.


– Przewodniczącego „S” Stoczni Gdańskiej, ale pani nie pracowała w stoczni.


– Nie pracowałam w stoczni, ale pracowałam na placu Solidarności.


– Bardzo dokuczała pani esbecja?


– Chodzili za mną niemal krok w krok. Cały czas mnie śledzili. Pracowałam w księgowości w fabryce czekolady „Bałtyk”, potem w Rzemieślniczym Domu Towarowym. Dyrektor był bardzo dobrym człowiekiem, ale codziennie wzywał mnie na dywanik. Szpicle go nachodzili i w końcu powiedział, że muszę odejść z pracy, bo ciągle jestem pod pomnikiem. W 1985 zmusili mnie do odejścia na wcześniejszą emeryturę.


– Zdejmą logo Solidarności z bramy?


– Z dnia na dzień to się przedłuża. A ja się cieszę. Dla mnie Solidarność i ten plac jest jak własne dziecko. Tak pokochać... (zawiesza głos, po policzkach spływają łzy). Radość mi daje to, że młodzież ruszyła do boju. Wszędzie, gdzie się pojawię młodzi mówią: pani Alu, jesteśmy z panią.

 

Co tu dodać ? Jesteśmy z Panią, Pani Olu !!

chouans
O mnie chouans

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka